Dom był tylko mój, ciężką pracą go zdobyłam.
Gdy poznałam mojego męża Piotra, byłam już po trzydziestce. Miałam za sobą nieudane związki, które nie przyniosły mi szczęścia. Od 26. roku życia przez cztery lata postanowiłam skupić się na sobie jako samotna kobieta, pracując w pocie czoła. Dla mnie każdy dzień był walką o lepsze jutro, odkładałam pieniądze na zakup wymarzonego domu, który w końcu udało mi się nabyć. Byłam z siebie dumna; przez całe życie mogłam polegać tylko na sobie, a dwa lata później poznałam Piotra.
Czy między nami istniało jakieś niezwykłe uczucie, szalona miłość? Trudno powiedzieć. Czy można jeszcze mówić o prawdziwym romanse w wieku trzydziestu lat? Wolałam po prostu żyć spokojnie, w komfortowych warunkach, z mężczyzną, który nie przysparzałby mi dodatkowych zmartwień. Piotr wydał mi się taki – stonowany, zrównoważony i życzliwy. Przyjęłam go do swojego domu, a on nie miał temu nic przeciwko.
Nie każdy mężczyzna ma szczęście spotkać kobietę, która od razu dysponuje własnym mieszkaniem. Udało mi się kupić moje wymarzone miejsce, bez zaciągania kredytu i miesięcznego spłacania rat.
W ten sposób żyliśmy przez siedem lat – bez dzieci, ja pochłonięta pracą, podobnie jak mój mąż. Po długim dniu wracaliśmy do domu zmęczeni, gotowi jedynie na sen. Nie ukrywam, że niejednokrotnie myślałam o dziecku, ale ciągle powtarzałam sobie, że może będzie czas później, zwłaszcza że obecnie kobiety rodzą nawet w wieku 45 lat.
Tydzień temu siedzieliśmy przy stole, jedliśmy śniadanie, a mąż nagle zapytał, kiedy zamierzam go w końcu zameldować. Piotr chciał wymeldować się od swojej matki, aby ograniczyć wydatki na media. Ten pomysł mi się nie spodobał – nie chciałam rejestrować nikogo pod swoim adresem i pozwoliłam mu to zrozumieć. Mógł odkładać pieniądze, by kupić własne mieszkanie, gdzie mógłby mieć własny meldunek, ale wiele z nich, mieszkając u mamusi, nie myśli o takich sprawach. Dzieliliśmy się równo podstawowymi wydatkami, a resztą naszych zarobków dysponowaliśmy wedle własnych upodobań.
Po tej rozmowie Piotr wyszedł do pracy, a wieczorem nie wrócił do domu. Następnego ranka przysłał mi wiadomość, że złożył pozew o rozwód. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój mąż mógł mnie tak zaskoczyć. Nie chciałam go zameldować nie dlatego, że mu nie ufałam, ale życie jest nieprzewidywalne, nie ma żadnej gwarancji, że będziemy razem na zawsze. Nie zamierzam dzielić się moją własnością – ciężko pracowałam na ten dom, jest tylko mój. Jeżeli Piotr był z nami tylko dlatego, że miał nadzieję na zysk z mojej posiadłości, to niech idzie swoją drogą.
Leave a Reply