Katarzyna powoli szła ulicą, stawiając nogi na autopilocie. Dzień był nie do zniesienia długi: dwa spotkania, konflikt z dostawcą, raporty, które musiała poprawiać przez błąd stażysty. Pod wieczór głowa huczała, a myśli plątały się. Marzyła tylko o jednym – dotrzeć do domu, zrzucić niewygodne buty, wziąć gorący prysznic i zapadnąć w sen.

W torebce zadzwonił telefon. Katarzyna niechętnie go wyjęła, zakładając, że to mąż, Krzysztof, pyta, co ugotować na kolację. Spojrzawszy na ekran, ze zdziwieniem zauważyła nieznany numer. Zazwyczaj nie odbierała takich połączeń, ale coś podpowiadało jej, że tym razem musi odpowiedzieć.

— Halo? — powiedziała zmęczonym głosem, nie przerywając marszu w stronę domu.

— Gdzie się tułałaś, głupia owco? Stojemy już godzinę pod twoim blokiem, umieramy z głodu! — w słuchawce rozległ się ochrypły głos.

Katarzyna stanęła jak wryta na środku chodnika. Świat wokół płynął dalej, mijali ją spieszący się przechodnie, lecz ona nie była w stanie uwierzyć własnym uszom. Ten głos – ostry, z charakterystyczną intonacją – należał do ciotki męża, Haliny.

— Słucham? — powtórzyła, mając nadzieję, że się przesłyszała.

— Głucha jesteś, czy co?! — w słuchawce rozległo się zirytowane sapanie. — Przyjechaliśmy! Ja, twoja teściowa i Rafał. Stojimy tu już całą godzinę. Zapomniałaś?

Katarzyna zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie, o czym mogła zapomnieć. Dziś nie było żadnych świąt ani urodzin. Nikt nie uprzedził jej o wizycie rodziny męża.

— Halina, przepraszam, ale nie wiedziałam, że przyjeżdżacie — powiedziała ostrożnie.

— Jak to nie wiedziałaś? — oburzyła się kobieta. — Umówiliśmy się z Krzysztofem tydzień temu! Miał ci powiedzieć.

Katarzyna wzięła głęboki oddech. Świetnie, kolejna „niespodzianka” od ukochanego męża. Krzysztof często „zapominał” przekazać ważne informacje, żeby uniknąć odpowiedzialności.

— Krzysztof mi nic nie mówił — odparła stanowczo. — Zatrzymałam się w pracy, będę za jakieś czterdzieści minut.

— Za czterdzieści?! — głos Haliny aż drżał z oburzenia. — Jesteśmy głodni, zmęczeni podróżą! Nie możesz się pospieszyć?

Katarzyna poczuła, jak w środku narasta irytacja. Rodzina męża zjawiła się bez zapowiedzi, chamują, a teraz każą jej wszystko rzucać, by biec ich karmić… W głowie błyskawicą przemknęła myśl: *A co, gdybym dziś została u przyjaciółki? Albo wyjechała służbowo?*

— Posłuchajcie, nie wiedziałam o waszym przyjeździe — powiedziała możliwie spokojnie. — Dajcie mi czas dotrzeć do domu.

— Nie mamy czasu czekać! — warknęła Halina. — Rafał zaraz będzie wieszał się z głodu!

Rafał — kuzyn męża, trzydziestopięciolatek, który wciąż mieszkał z matką i nie potrafił nawet jajecznicy usmażyć.

— A gdzie Krzysztof? — spytała Katarzyna, czując, jak krew zaczyna wrzeć.

— Skąd mam wiedzieć? Nie odbiera. Pewnie się zaszył gdzieś — rzuciła Halina zniecierpliwiona. — No więc przyjeżdżasz czy nie?

Katarzyna rozłączyła się bez pożegnania. Serce waliło jej z gniewu. Wybrała numer męża. Długie sygnały, potem poczta głosowa. Spróbowała jeszcze raz — ten sam wynik. Znała tę sztuczkę: Krzysztof nie odbierał, gdy czuł, że rozmowa będzie nieprzyjemna.

*„Więc wie, co się dzieje — pomyślała. — I tchórzliwie się chowa. Jak zwykle zrzucił wszystko na mnie.”*

Telefon znów zadzwonił. Tym razem na ekranie wyświetliło się imię teściowej, Bożeny.

— Kasiu, kochana, jesteś już blisko? — głos teściowej brzmiał słodko jak lukier. — Zmarzliśmy już, a Halinka zaraz eksploduje.

— Bożeno, wybaczcie, ale nie wiedziałam, że macie zamiar przyjechać — powiedziała Katarzyna, starając się zachować uprzejmy ton. — Krzysztof mi nic nie mówił.

— Naprawdę? — teściowa udawała zaskoczenie. — A on zapewniał, że wszystko ustalił! No cóż, zdarza się. Spiesz się, córeczko, bo Halina bez jedzenia staje się nieznośna.

Katarzyna zamknęła oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Znowu to samo — wszyscy oczekują, że rzuci swoje sprawy i pobiegnie rozwiązywać problem, którego sama nie stworzyła.

*„Dlaczego ja mam odpowiadać za czyjeś niedbalstwo? Dlaczego to ma być normalne?”*

Nagle zdała sobie sprawę, że złość nie jest skierowana tylko na rodzinę męża, ale na całą sytuację. Na to, że wszyscy uważają za oczywiste dzwonić i żądać, by wszystko rzucała i ich obsługiwała.

— Bożeno, jadę do domu, ale nie liczcie, że od razu zaczynam gotować — powiedziała twardo. — Jestem zmęczona, miałam ciężki dzień. Jeśli jesteście głodni, obok jest kawiarnia.

— Kasiu, co ty wygadujesz? — w głosie teściowej pojawiły się obrażone nuty. — Jak to kawiarnia? Przecież jesteśmy rodziną! A Rafał ma alergię na jedzenie na mieście.

*„Naprawdę?”* — pomyślała sarkastycznie Katarzyna, przypominając sobie, jak Rafał przy ostatnim spotkaniu pochłaniał fast food, jakby nie jadł od tygodnia.

Zrozumiała jasno — rodzina męża przywykła, że wszyscy tańczą, jak im zagrają. Nad blokami gromadziły się ciemne chmury. Nadciągała burza, a na samą myśl o tym Katarzynę ogarnęło zmęczenie.

Co się właściwie dzieje? Dlaczego ma pędzić do domu, by zaspokajać kaprysy ludzi, którzy nawet nie zadali sobie trudu uprzedzenia? Dlaczego mąż tchórzy i nie odbiera telefonu, zostawiając ją samą z problemem?

*„A dlaczego by nie?”* — przemknęła jej przez głowę zuchwała myśl.

Katarzyna zawróciła i skierowała się w przeciwną stronę. Za rogiem była przytulna kawiarnia, gdzie podawali boskie carbonarę i tiramisu, o którym od dawna marzyła. Stanowczo otworzyła drzwi i wybrała stolik przy oknie.

— Dzień dobry — uśmiechnęłaKatarzyna spojrzała na swoje odbicie w oknie kawiarni i uśmiechnęła się do siebie, wiedząc, że od dziś jej życie zmieni się na zawsze.


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *