**Dziennik – 15 września**

Kinga wlokła się powoli po chodniku, nogi same niosły ją do domu. Dzień był nie do zniesienia – dwa zebrania, awantura z dostawcą, raporty, które musiała poprawiać przez błędy stażystki. Głowa huczała, a myśli plątały się jak wełna po kotku. Marzyła tylko o jednym: zdjąć te niewygodne buty, wziąć gorący prysznic i zapaść w sen.

W torebce zadzwonił telefon. Kinga sięgnęła po niego niechętnie, spodziewając się, że to mąż Krzysiek pyta, co ugotować na kolację. Ku jej zaskoczeniu na ekranie wyświetlił się nieznany numer. Zwykle nie odbierała takich połączeń, ale coś podpowiadało jej, że tym razem powinna.

– Halo? – powiedziała zmęczonym głosem, nie przestając iść.

– Gdzie się tułaś, owco? Już godzinę stoimy pod twoim blokiem, zgłodnieliśmy! – warknął w słuchawkę ostry głos.
Kinga zastygła na środku chodnika. Ludzie omijali ją, spiesząc się po swoich sprawach, a ona stała jak wryta, nie wierząc własnym uszom. Ten głos – pełen buty i charakterystycznego przeciągania – należał do ciotki męża, Danuty.

– Słucham? – przytłumionym głosem zapytała Kinga, licząc, że się przesłyszała.

– Głucha jesteś? – warknęła Danuta. – Przyjechaliśmy! Ja, twoja teściowa i Tomek. Czekamy na ciebie godzinę. Zapomniałaś?

Kinga zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, o czym mogła zapomnieć. Dziś nie było żadnych świąt ani urodzin. Nikt nie zapowiadał wizyty rodziny męża.

– Danuto, nie wiedziałam, że przyjeżdżacie – odparła ostrożnie.

– Jak to nie wiedziałaś? – oburzyła się kobieta. – Umówiliśmy się z Krzysiem tydzień temu! Miał ci powiedzieć!

Kinga wzięła głęboki oddech. No tak, kolejny „niespodziewany” wybryk ukochanego męża. Krzyś często „zapominał” o ważnych rzeczach, żeby uniknąć odpowiedzialności.

– Krzyś mi nic nie mówił – stanowczo odpowiedziała. – Zatrzymałam się w pracy, będę za jakieś czterdzieści minut.

– Za czterdzieści?! – Danuta aż zachłysnęła się z oburzenia. – Głodni jesteśmy, zmęczeni podróżą! Nie możesz szybciej?

Kinga poczuła, jak w środku narasta irytacja. Rodzina męża zjawia się bez zapowiedzi, zachowuje się chamsko, każe jej rzucać wszystko i biec ich nakarmić… W głowie błysnęła myśl: *A co, gdybym dziś została u koleżanki? Albo wyjechała w delegację?*

– Posłuchajcie, nie wiedziałam, że przyjeżdżacie – powiedziała, starając się zachować spokój. – Dajcie mi czas, żebym doszła do domu.

– Nie mamy czasu czekać! – prychnęła Danuta. – Tomek zaraz zejdzie po mnie z głodu!

Tomek – kuzyn męża, trzydziestopięcioletni wielkolud, który nadal mieszkał z matką i nie potrafił usmażyć nawet jajecznicy.

– A gdzie Krzyś? – spytała Kinga, czując, jak krew zaczyna wrzeć.

– Skąd mam wiedzieć? Nie odbiera. Pewnie się spóźnia – mruknęła Danuta. – No i co, przyjeżdżasz, czy nie?

Kinga rozłączyła się bez pożegnania. Serce waliło jej jak młot. Wybrała numer męża. Długie sygnały, potem poczta głosowa. Spróbowała jeszcze raz – to samo. Znała tę sztuczkę: Krzyś po prostu nie odbierał, gdy czuł, że rozmowa będzie nieprzyjemna.

*Wiedział, co się dzieje – przemknęło jej przez myśl. – I tchórzliwie się schował. Jak zwykle zrzucił wszystko na mnie.*

Telefon znów zadzwonił. Tym razem na wyświetlaczu pojawiło się imię teściowej – Marii.

– Kingusiu, kochanie, długo jeszcze? – głos teściowej brzmiał słodko, aż mdło. – Zmarzliśmy już, a Danusia jest wkurzona.

– Mario, przepraszam, ale nie wiedziałam o waszym przyjeździe – odparła, walcząc o spokój. – Krzyś mi nic nie powiedział.

– Naprawdę? – udała zdziwioną. – A on zapewniał, że wszystko ustalił! No cóż, zdarza się. Ale pospiesz się, córeczko. Danuta bez jedzenia staje się nie do wytrzymania.

Kinga zamknęła oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Znowu to samo – wszyscy oczekują, że rzuci swoje sprawy i pobieże rozwiązywać problem, którego sama nie stworzyła.

*Dlaczego mam odpowiadać za czyjeś niedbalstwo? Dlaczego to uchodzi na sucho?*

Nagle zdała sobie sprawę, że złoszczą ją nie tyle ci ludzie, ile sama sytuacja. To, że wszyscy uważają za normę dzwonić i żądać, by rzucała wszystko i biegła ich obsługiwać.

– Mario, wracam do domu, ale nie liczcie, że od razu coś ugotuję – powiedziała twardo. – Jestem zmęczona. Jeśli jesteście głodni, obok jest kawiarnia.

– Kinguś, co ty mówisz? – w głosie teściowej zadrżała obraza. – JakKinga rozłączyła się, odwróciła w stronę małej cukierni na rogu i z uśmiechem zamówiła sobie puszysty sernik i kawę, postanawiając, że dziś wreszcie postawi na siebie.


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *