Kinga wlokła się powoli ulicą, nogi poruszały się jakby same. Dzień był nie do zniesienia – dwa zebrania, konflikt z dostawcą, raporty do poprawienia przez błąd praktykantki. Wieczorem głowa huczała, a myśli plątały się. Kinga marzyła tylko o jednym – dotrzeć do domu, zrzucić niewygodne buty, wziąć gorący prysznic i zapaść w sen.
W torebce zadzwonił telefon. Kinga niechętnie go wyjęła, myśląc, że to mąż Krzysiek pyta, co ma przygotować na kolację. Spojrzawszy na ekran, ze zdziwieniem zauważyła nieznany numer. Zwykle nie odbierała od obcych, ale coś podpowiadało, że tym razem powinna.
– Halo? – zmęczonym głosem powiedziała Kinga, nie przerywając marszu.
– Gdzie się włóczysz, baranie? Stojemy pod twoim blokiem już godzinę, zgłodnieliśmy! – w słuchawce zabrzmiał ostry głos.
Kinga zastygła jak posąg na środku chodnika. Świat wokół płynął dalej, ludzie omijali nieruchomą kobietę, a Kinga stała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Ten głos – ostry, z charakterystyczną intonacją – należał do ciotki męża, Haliny.
– Słucham? – powtórzyła Kinga, mając nadzieję, że się przesłyszała.
– Głucha jesteś? – w tle słychać było gniewne sapnięcie. – Przyjechaliśmy! Ja, twoja teściowa i Marek. Czekamy pod klatką już godzinę. Zapomniałaś?
Kinga zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie, o czym mogła zapomnieć. Żadnych świąt, urodzin. Nikt nie zapowiadał wizyty rodziny męża.
– Halina, przepraszam, ale nie wiedziałam, że przyjeżdżacie – ostrożnie odpowiedziała.
– Nie wiedziałaś? – oburzyła się kobieta. – Umówiliśmy się z Krzysiem tydzień temu! Miał ci powiedzieć!
Kinga wzięła głęboki oddech. Świetnie, kolejna niespodzianka od ukochanego męża. Krzyś często „zapominał” o ważnych rzeczach, żeby uniknąć odpowiedzialności.
– Krzyś nic mi nie mówił – twardo odparła. – Jestem w pracy, wrócę za czterdzieści minut.
– Za czterdzieści?! – w głosie Haliny brzmiało szczere oburzenie. – Jesteśmy głodni, zmęczeni po podróży! Nie możesz szybciej?
Kinga poczuła, jak narasta w niej irytacja. Rodzina męża zjawiła się bez zapowiedzi, chamują, żądają, żeby rzuciła wszystko i biegła ich karmić… W głowie błysnęła myśl: *A co, gdybym dziś została u koleżanki? Albo wyjechała w delegację?*
– Posłuchaj, nie wiedziałam o waszym przyjeździe – powiedziała spokojnie, na ile się dało. – Daj mi czas, żebym dojechała.
– Nie mamy czasu czekać! – parsknęła Halina. – Marek zaraz zacznie wspinać się po ścianach z głodu!
Marek – kuzyn Krzysztofa, trzydziestopięcioletni chłop, który nadal mieszkał z mamą i nie potrafił usmażyć nawet jajecznicy.
– A gdzie Krzyś? – zapytała Kinga, czując, jak krew zaczyna wrzeć.
– Skąd mam wiedzieć? Nie odbiera. Pewnie się spóźnia – odparła niecierpliwie Halina. – Więc przyjeżdżasz czy nie?
Kinga rozłączyła się bez pożegnania. Serce waliło jej z gniewu. Wybrała numer męża. Długie sygnały, potem poczta głosowa. Spróbowała jeszcze raz – to samo. Kinga znała tę sztuczkę – Krzyś po prostu nie odbierał, gdy spodziewał się nieprzyjemnej rozmowy.
*„Więc wie, co się dzieje” – pomyślała. – „I tchórzliwie się chowa. Zrzucił odpowiedzialność na mnie, jak zwykle.”*
Telefon znów zadzwonił. Tym razem na wyświetlaczu pojawiło się imię teściowej, Barbary.
– Kinguś, kochanie, już blisko? – głos teściowej brzmiał słodko jak lukier. – Zmarzliśmy, a Halina już traci cierpliwość.
– Barbara, przepraszam, ale nie wiedziałam o waszym przyjeździe – powiedziała Kinga, starając się zachować uprzejmość. – Krzyś nic mi nie mówił.
– Naprawdę? – teściowa udała zaskoczenie. – A on zapewniał, że wszystko ustalił! No cóż, zdarza się. Pospiesz się, córeczko. Halina bez jedzenia robi się nie do zniesienia.
Kinga zamknęła oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Znowu to samo – wszyscy oczekują, że rzuci swoje sprawy i poświęci się dla ich kaprysów, choć sama nie jest winna tej sytuacji.
*„Dlaczego mam odpowiadać za czyjąś nieodpowiedzialność? – przemknęło jej przez głowę. – Dlaczego to ma być normalne?”*
Nagle Kinga zrozumiała, że złości się nie tyle na rodzinę męża, ile na całą sytuację. Na to, że wszyscy uważają za oczywiste, że ona ma rzucić wszystko i biec ich obsługiwać.
– Barbara, jadę do domu, ale nie oczekujcie, że od razu zacznę gotować – powiedziała stanowczo. – Jestem zmęczona, miałam ciężki dzień. Jeśli jesteście głodni, obok jest knajpa.
– Kinguś, co ty mówisz? – w głosie teściowej zabrzmiało obrażone zdziwienie. – JakKinga uśmiechnęła się do siebie, odrzuciła telefon na dno torebki i skręciła w stronę pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiła największą kawę i kawałek sernika, zamiast spieszyć się do domu na czyjeś żądanie.
Leave a Reply