Dom jest tylko mój, ciężko na niego zapracowałam.

Kiedy spotkałam mojego męża Piotra, miałam ponad trzydzieści lat. Przedtem miałam różne relacje z mężczyznami, ale żaden z tych związków nie wyszedł. W latach 26-30 zrobiłam sobie przerwę i jako singielka pracowałam niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Naprawdę ciężko pracowałam, żeby zarobić na wymarzone mieszkanie, które w końcu udało mi się kupić. Byłam z siebie niezwykle dumna, przez całe życie mogłam polegać tylko na sobie, a dwa lata później poznałam Piotra.

Mimo że nie można powiedzieć, że łączyła nas szalona miłość, czuliśmy się ze sobą całkiem dobrze. Czy w ogóle można mówić o prawdziwej miłości po trzydziestce? Trudno stwierdzić. Chciałam po prostu żyć spokojnie i wygodnie z mężczyzną, który nie będzie stwarzał dodatkowych problemów. Piotr wydawał mi się właśnie takim człowiekiem, spokojnym, wyważonym i radosnym, więc przyjęłam go do swojego domu, a on nie miał nic przeciwko temu.

Nie każdy facet ma to szczęście, że trafia na kobietę, która już ma swoje własne mieszkanie. Udało mi się kupić miejsce, o jakim marzyłam, bez zaciągania kredytu i nie musiałam martwić się o comiesięczne raty.

W ten sposób spędziliśmy razem siedem lat, dzieci jednak nie mieliśmy. Oboje byliśmy bardzo zajęci pracą, po całym dniu wracaliśmy zmęczeni do domu i po prostu kładliśmy się spać. Nie ukrywam, że czasami myślałam o założeniu rodziny, ale ciągle mówiłam sobie, że to może jeszcze poczekać, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach kobiety rodzą nawet w wieku 45 lat.

Tydzień temu siedzieliśmy przy stole, jedliśmy wspólne śniadanie, a Piotr zapytał mnie wprost, kiedy zamierzam go w końcu zameldować. Chciał wymeldować się od swojej mamy, żeby zaoszczędzić na rachunkach. Ten pomysł bardzo mi się nie spodobał, powiedziałam mu, że nie chcę nikogo rejestrować pod swoim adresem. Przecież mógłby oszczędzać i kupić własne mieszkanie, gdzie mógłby mieć meldunek, ale większość chłopaków, pozostając z mamą, o tym nie myśli. Wspólnie składaliśmy się na bieżące wydatki, a resztę naszych pensji wydawaliśmy według własnych upodobań.

Po tej rozmowie Piotr poszedł do pracy, ale wieczorem nie wrócił. Następnego ranka przysłał mi wiadomość, że złożył pozew o rozwód. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój mąż mógł coś takiego zrobić. Nie chciałam go zameldować, nie dlatego, że mu nie ufam, lecz dlatego, że życie potrafi być nieprzewidywalne i nikt nie daje nam gwarancji, że będziemy razem na zawsze. Nie zamierzam dzielić się swoim domem, ciężko na niego pracowałam, jest tylko mój, a jeśli Piotr był ze mną tylko po to, żeby liczyć na jakąś część mojej własności, to niech idzie swoją drogą.


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *