Ewa pracowała jako księgowa w skromnej firmie budowlanej. Zwykły biurowiec na obrzeżach Warszawy. Przeciętny dochód. Codzienne życie, które znane było wielu. Mimo to w głębi duszy zawsze nosiła marzenie — założyć własny biznes. Wieczorami, tak jak wielu jej kolegów, uczyła się programów do zarządzania finansami. Pochłaniała czasopisma biznesowe oraz opracowywała strategie dla przedsiębiorców.

Marek pojawił się w jej życiu niespodziewanie. Wspólne przyjaciółki zaprosiły na wiejski festyn. Pełnił funkcję menedżera w salonie samochodowym. Dobrze zarabiał i umiejętnie się starał. Randki, bukiety, kino w weekendy. Po roku wzięli ślub.

Początkowy okres był udany. Ewa kontynuowała rozwój kariery oraz samokształcenie. Oszczędzała pieniądze na swój projekt. Marek na jej pasje patrzył z pobłażaniem: „Niech dziewczyna bawi się w biznesmenkę, ważne, żeby obiady były na czas”.

Wkrótce jednak w salonie samochodowym zaczęły się problemy. Sprzedaż spadła. Pensje zostały obcięte. Marek wracał do domu zdenerwowany, wybuchał z byle powodu. Ewa ignorowała to. Właśnie otrzymała awans na szefa działu finansowego i teraz zarabiała dwa razy więcej niż mąż. To go demoralizowało.

Każdy wieczór stawał się cichym wyzwaniem. Marek godzinami siedział w salonie z telefonem. Celowo ignorował żonę. Kiedy chciała omówić swoje sukcesy w pracy, krzywił się i wychodził na balkon zapalić papierosa. Gdy kupiła nowego laptopa w miejsce starego, uderzył drzwiami i poszedł do kolegów. „Roztrwaniasz pieniądze?” — burknął następnego ranka. „To moje pieniądze, Marku. Zarobiłam je”, — odpowiedziała po raz pierwszy. On rzucił kubkiem do zlewu i poszedł do pracy.

Kroplą, która przelała szalę, było zaproszenie na event firmowy. „Dress code — odświętny. Udział obowiązkowy, z małżonkami”, — brzmiało w liście z działu HR. Ewa próbowała odmówić — przeczuwała nieprzyjemny przebieg wydarzeń. Ale Kasia, jej bezpośrednia szefowa, nalegała: „Teraz jesteś przedstawicielem firmy, dziewczyno. Musisz się dostosować”.

Impreza odbyła się w przytulnej restauracji na Starym Mieście. Firma wynajęła cały drugi piętro — około trzydziestu osób, nie licząc partnerów. Ewa była zdenerwowana. To było pierwsze wydarzenie, w którym występowała jako szef działu finansowego. Założyła proste czarne sukienkę i wygodne buty — nigdy nie chciała się wyróżniać.

Marek przez całą drogę narzekał. Najpierw na korki, potem na brak miejsc parkingowych, a później, że krawat go dusi. Ewa milczała — przyzwyczaiła się już do jego nastroju w ostatnich miesiącach. Odkąd w salonie zaczęły się kłopoty, był drażliwy i niezwykle nerwowy.

Wieczór rozpoczął się pomyślnie. Dyrektor generalny Michał Kowalski wygłosił przemówienie o sukcesach firmy. Wręczył nagrody wyróżniającym się pracownikom. Ewa otrzymała szczególne podziękowanie — za wdrożenie nowego systemu rachunkowości, który zaoszczędził firmie miliony.

— A teraz chciałbym wznieść toast za naszą nową szefową finansową, — podniósł kieliszek Michał Kowalski. — Ewa dołączyła do nas trzy lata temu jako zwykła księgowa. Ale dzięki swojej ciężkiej pracy, inteligencji i determinacji, udowodniła, że zasługuje na więcej. Z awansem! Z nową pensją! — puścił oko.

Wszyscy zaczęli klaskać. Główna księgowa Kasia przytuliła ją, szepcząc: „Zasłużyłaś, dziewczyno”. Koledzy uśmiechali się szczerze — Ewa była w zespole doceniana.

A potem ktoś zapytał:

— Jakie teraz wynagrodzenie ma szefowa finansowa?

Michał Kowalski, rozanielony od napojów, machnął ręką:

— Solidne! Teraz nasza Ewa miesięcznie zarabia tyle, ile niektórzy w pół roku nie zarobią.

Marek, przez ten czas milcząco przeżuwający przekąski, nagle się wyprostował. Jego twarz pobladła — nie ze wstydu, a z wściekłości.

— A co tu świętować? — ogłosił głośno, żeby wszyscy usłyszeli. — Przecież to tylko przenoszenie dokumentów! A ja w salonie…

— Kochany, może nie warto? — Ewa ostrożnie chwyciła go za rękaw.

— Warto! — zrzucił jej rękę. — Dlaczego wszyscy się przed nią kłaniają?

Ewa zauważyła, jak na jego policzku zadrgał skurcz mięśni — pewny znak nadchodzącej awantury. Taki wyraz twarzy miał, gdy dowiedział się o obniżeniu w pracy.

— Uważacie, że ona jest szczególna? — jego ton niósł w sobie złość. — Ona tylko potrafi łamać się przed szefostwem! A ja codziennie haruję, sprzedaję samochody, walczę z klientami… — Marek, błagam, — Ewa spróbowała go powstrzymać.

— A co Marek? — nagle obrócił się w jej stronę. — Prawda w oczy kole? Posiedziałaś w swoim wygodnym biurze, pograsz w klawiaturę — i już jesteś gwiazdą! — Złapał kieliszek, rozlewając napój. — A ja więc teraz nikt? Zero bez wartości?

Ewa dosłownie czuła, jak z wstydu kurczą się koledzy przy stole. Ale Marek nie mógł się powstrzymać:

— Może teraz w ogóle przestać pracować, co? A-haa! Śmieszne! Mam żonę — krowę mlekową! Dźwięk talerza o stół zabrzmiał jak wystrzał. Kasia pobladła. Michał Kowalski zmarszczył brwi. A młody programista Jurek — ten, który zawsze opowiadał dowcipy na palarni — nagle wstał:

— Powinieneś przeprosić, panie. Marek znowu mocno się zaczerwienił:

— Przed kim? Przed nią? — wskazał palcem w stronę Ewy. — Przecież bez mnie nic by nie osiągnęła! Wszystkiego jej nauczyłem!

— Czego ją nauczyłeś, Marku? — Ewa mówiła cicho, ale wszyscy jakoś zamilkli, słuchając jej. — Jak milczeć, gdy boli? Jak się uśmiechać, gdy jest strasznie? Jak udawać, że wszystko jest w porządku?

Wstała, poprawiła sukienkę:

— Dziękuję ci. Szczerze dziękuję. Rzeczywiście wiele mnie nauczyłeś. Na przykład tego, że niektórym mężczyznom nie potrzeba żony, a wycieraczki. Żeby pocierać o nią nogi. Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Za plecami usłyszała hałas — wydaje się, że Jurek jednak uderzył Marka. Ale nie obróciła się.

W taksówce nie płakała. Patrzyła przez okno na nocną Warszawę i myślała — jak dobrze, że nie urodziła mu dziecka. Jak dobrze zrobiła, że postawiła na swoim i kontynuowała pracę. Jak ważne było usłyszeć te słowa — „krowa mlekowa” — żeby w końcu się obudzić i przestać udawać.

Ewa obudziła się o szóstej. Głowa pulsowała nie z powodu alkoholu, ale od myśli. Marek jeszcze drzemał na kanapie w salonie. Od niego czuć było zapach alkoholu. Na stoliku leżała pusta butelka koniaku i przewrócony ramka z ich zdjęciem ślubnym.

Wyciągnęła z schowka cztery duże worki na śmieci. I zaczęła pakować jego rzeczy.

O dziewiątej zadzwonił dzwonek do drzwi. Marek zaczynał się poruszać na kanapie. — Co… co się dzieje? — jego zaspana twarz wyrażała szczere niedowierzanie. — Zmieniam zamki, — spokojnie odpowiedziała Ewa, otwierając drzwi fachowcowi. — Po co? — Żebyś już nigdy tutaj nie wrócił.

On szybko usiadł:

— Co, na serio? Z powodu wczoraj? Po prostu przesadziłem!

— Nie, Marku. Nie z powodu wczoraj. Twoje rzeczy są na zewnątrz. Dokumenty schowałam do bocznej kieszeni torby. Klucze możesz zostawić tutaj.

Podczas gdy specjalista zajmował się zamkiem, Marek milcząco się ubierał. Przy drzwiach obrócił się:

— Będziesz żałować.

— Już nie, — odpowiedziała Ewa.

Rozwód przebiegł szybko i cicho. Ewa w pełni zaangażowała się w pracę. Marek pojawił się niespodziewanie — przyszedł do biura bez zapowiedzi:

— Słuchaj, mam sprawę… Zwolnili mnie. Może weźmiesz mnie do siebie? Przecież jestem…

— Byłym mężem? — Ewa podniosła wzrok znad laptopa. — Przykro mi, ale mamy tylko damski zespół. Polityka firmy. On stał jeszcze chwilę przy drzwiach:

— Wiesz, wtedy przesadziłem. Jesteś świetna, wszystko osiągnęłaś…

— Dziękuję, — uśmiechnęła się. — Zamknij drzwi, proszę. A CV możesz wysłać do działu kadr, oni wszystkim odpowiadają.

Zadzwonił telefon — jej młodsza siostra:

— Ewa, wyobraź sobie? Przyjęli mnie! Teraz jestem też menedżerem finansowym!

— Gratuluję, kochanie! — Ewa uśmiechnęła się. — Przygotuj się, będzie dużo pracy.

— Poradzę sobie! Przecież mam ciebie — nauczysz mnie wszystkiego.

— Nauczę, — spojrzała na zdjęcie na biurku, gdzie były małe z siostrą. — Pamiętaj: nikomu nie pozwól nazywać cię krową mlekową.

W słuchawce rozległ się śmiech:

— Tak, tego na pewno cię nauczę! Słuchaj, a może zorganizujemy coś razem? Swój biznes, co? — Może, — Ewa wzięła torbę. — Przyjedź w weekend, omówimy.

Wyszła z biura i poszła na metro. Napotykali ją ludzie — zmęczeni, ponurzy, każdy z własną historią. Ewa wiedziała: wśród nich są tacy jak ona — ci, którzy nie bali się zacząć od nowa. Ci, którzy uwierzyli w siebie. Ci, którzy nauczyli się mówić „nie”.

W domu najpierw zdjęła buty, włączyła czajnik i otworzyła laptopa. Zaczęła projektować nową firmę — wspólną z siostrą. Coś prostego i potrzebnego, bez pychy i ostentacji. Może kursy księgowe dla początkujących przedsiębiorców? Lub konsultacje dla kobiet, które postanowiły otworzyć własny interes?

Na zewnątrz padał deszcz. Ewa narzuciła koc na ramiona i uśmiechnęła się do swoich myśli. Jutro będzie nowy dzień. I na pewno będzie lepszy od poprzedniego.


Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *