Suknia teściowej
Jadwiga poczuła, że coś jest nie tak, ledwie przekroczyła próg restauracji.
Coś tu było nie w porządku — zbyt pusto jak na piątkowy wieczór, światło zbyt przygaszone, a szef sali uśmiechał się zbyt starannie.
Tadeusz jednak zachowywał się jak zwykle — tylko jego palce, ściskające jej dłoń, drżały ledwo zauważalnie.
— Państwa stolik — szef sali odsunął krzesło, a Jadwiga zastygła w progu małej vip-owej sali.
Setki świec migotały w półmroku, rzucając kapryśne cienie na śnieżnobiały obrus.
Na środku stołu stała waza z ciemnobordowymi różami — jej ulubionymi. Gdzieś cicho płynęła muzyka.
— Tadziu — wyszeptała Jadwiga — co się dzieje?
Zamiast odpowiedzi, klęknął na jedno kolano. W jego drżących palcach zabłysnął pierścionek.
— Jadwigo Stanisławo — powiedział uroczyście — długo myślałem, jak uczynić tę chwilę wyjątkową.
Ale potem zrozumiałem — nieważne gdzie i jak.
Liczy się tylko jedno — czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Patrzyła na jego wzburzoną twarz, na upartą kosmyk włosów spadający na czoło, na nieśmiały uśmiech — i czuła, jak serce wypełnia ją niewysłowiona czułość.
— Tak — szepnęła. — Oczywiście, tak!
Pierścionek wsunął się na palec. Jadwiga przytuliła się do Tadeusza, wdychając znajomy zapach jego wódki po goleniu, i pomyślała — oto jest szczęście. Proste i jasne jak słoneczny dzień.
Lecz już tydzień później ich spokój został po raz pierwszy zachwiany.
— Jak to — sami? — oburzała się Zofia Antonina, nerwowo poprawiając idealną fryzurę. — Nie, tak się nie da!
Wesele to poważna sprawa, tu potrzeba doświadczenia, kobiecej mądrości.
Już znalazłam wspaniałą restaurację…
— Mamo — przerwał łagodnie Tadeusz — dziękujemy za pomoc, ale chcemy wszystko zorganizować sami.
— Sami? — Zofia Antonina załamała ręce. — Co wy tam wiecie!
U mojej siostrzenicy, Weroniki…
Jadwiga milczała, obserwując, jak przyszła teściowa przemierza ich salon.
Zofia Antonina mówiła bez przerwy — o tradycjach, o dobrym tonie, o tym, jak ważne jest, by “nie stracić twarzy przed ludźmi”.
Przy tym co chwilę rzucała szybkie, oceniające spojrzenia na wnętrze — jakby obliczała, co trzeba tu zmienić.
— Mamo — znów spróbował wtrącić się Tadeusz — już wybraliśmy restaurację. “Pod Złotą Rybką”, znasz tę?
Zofia Antonina skrzywiła się, jakby odczuła nagły ból zęba.
— “Pod Złotą Rybką”? Ta nowoczesna dziura?
Nie, tylko “Pod Białym Orłem”! Tam takie żyrandole, taka zastawa! A kierownik to mój stary znajomy…
— Mamo — w głosie Tadeusza zabrzmiała stal — płacimy za wesele sami. I będziemy świętować tam, gdzie chcemy.
Zofia Antonina urwała w pół zdania. ZaciŚcisnęła usta, uniosła dumnie podbródek i wyszła, zostawiając za sobą woń drogich perfum i uczucie, że burza dopiero nadciąga.
Leave a Reply